Piszą o nas

„Nabożeństwo twórczego poszukiwania”

Zanim bliżej poznamy „Echo Sacrosongu”, trzeba sięgnąć do korzeni Sacrosongu. Podejmując się powołania wspólnego dla wszystkich religii i kultur „Święta Stworzenia Świata i Człowieka”, ks. Jan Palusiński, kapłan łódzkiego Duszpasterstwa Akademickiego, w 1969 r. stworzył Sacrosong, czyli festiwal religijno-kulturowy o charakterze międzynarodowym. W dobie komunizmu był to sposób na rozsiewanie Słowa Bożego na młode dusze, zwłaszcza te wrażliwe artystycznie. – Sacrosong jest radosnym świętowaniem, misją przyjaźni, zabawy i konkursu. (…) Pragnie przypomnieć, że nie powinno w zabawie czy rozrywce zabraknąć wartości Bożych zawartych w błogosławieństwach – tak na temat swojego dzieła wypowiadał się ks. Jan Palusiński.

Na festiwalach odbywały się przeglądy pieśni, wyłaniano zespoły, które prezentowały się najlepiej zarówno pod względem muzycznym, jak i ideowym. W koncertach laureatów zawsze uczestniczył kard. Karol Wojtyła, który był wielkim orędownikiem Sacrosongu. Powstawało wiele nowych pieśni, a ich autorzy ze względu na szykany często musieli się ukrywać pod wieloma pseudonimami. Kard. Karol Wojtyła, równocześnie z wyborem na papieża, musiał osierocić swój Sacrosong. Idea festiwali – które ulegały rozproszeniu – słabła, gdyż nie znalazł się nikt, kto skupiłby dzieło i byłby tak dobrym patronem – organizatorem i fundatorem.

Ratujcie Sacrosong!

Te mocne słowa skierował Jan Paweł II do prof. Magdaleny Lutki i jej siostry, które usiłowały propagować idee Sacrosongu we Włoszech. Ojciec Święty wiele razy myślami wracał do ukochanego Sacrosongu. – To wezwanie było dla nas inspiracją, by kontynuować to Boże dzieło – mówił ks. Szpak. W ten sposób stopniowo zrodził się zespół „Echo Sacrosongu”, który – jak wskazuje sama nazwa – przejął sacrosongowe idee i wzorce, zawarte w dawno powstałych pieśniach, stworzonych przez muzyków i wybitnych polskich pisarzy XX wieku. W repertuarze zespołu znajdują się teksty pisane przez Romana Brandstaettera, Krzysztofa K. Baczyńskiego, a także samego Karola Wojtyłę. Bowiem to słowa tego ostatniego: „Budujemy Kościół Boży” – w nas samych i na całym świecie – stanowią misję i cel działalności „Echa Sacrosongu”, a zarazem są jego hymnem. Wiele pieśni wykonywanych przez zespół to perełki, jak choćby „Pieśń chwały”, nawiązująca do oryginalnego, wczesnochrześcijańskiego „Te Deum”, niosąca ze sobą mistyczną woń pieśni uwielbienia, czy też buntownicza „Przyjdź do mnie, Boże” Brandstaettera, głęboko wnikająca w problemy rzeczywistości człowieka wierzącego.

Sacrosong żyje

W sierpniu 2001 r. w Castel Gandolfo tak Ojcu Świętemu na jego wcześniejszy apel odpowiedział ks. Szpak w czasie pierwszej zagranicznej pielgrzymki zespołu. Ojciec Święty usłyszał także hymn Sacrosongu, wykonany przez rzeszowską młodzież. Jakże ważna była jego odpowiedź: „Jesteście wielcy, a już chciałem zwątpić, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę Sacrosong”. Jak podkreśla ks. Andrzej: – To wyróżnienie stało się dla nas siłą w utrzymaniu kondycji do dzisiaj. I tak rzeczywiście jest. „Echo Sacrosongu” liczy już 10 lat. Dziś skupia ok. 60 osób, ma w swym repertuarze blisko 80 pieśni i kolęd, może pochwalić się występami w 130 miejscach w Polsce i Europie (m.in. w Medjugorie, La Salette, Lourdes, w Paryżu, Barcelonie, Amsterdamie, Wilnie). W styczniu 2011 r. dzięki wyjazdowi do Indii „Echo Sacrosongu” nadało festiwalowi Sacrosong charakter międzykontynentalny. W połączeniu z przygotowaną przez zespół choreografią występy w hinduskich świątyniach ukazały, jak wielka jest moc wspólnego chwalenia Jedynego Stwórcy przez wyznawców odmiennych religii. Kolejnym celem „Echa Sacrosongu” jest przyszłoroczny wyjazd do Chicago, koncertowanie przed tamtejszą Polonią i pokłonienie się Maryi w sanktuarium w Doylestown – Amerykańskiej Częstochowie. W sierpniu br. zespół zaprasza na koncertowe widowisko w Częstochowie – na Jasnej Górze i u Księży Pallotynów.

          Festiwal Sacrosong, który odbył się po raz pierwszy dokładnie przed 40 laty w Łodzi, bez patronatu i pomocy kard. Karola Wojtyły z pewnością w ogóle nie doszedłby do skutku

Gitary w kościele? W Polsce końca lat 60. XX wieku to była zupełna nowość. Co prawda u księdza proboszcza Leona Kantorskiego w Podkowie Leśnej pod Warszawą dawało się już czasem słyszeć gitarę i bębny, ale jednak rzadziej niż chciałaby młodzież. A poza tym ten wyjątek potwierdzał regułę.
Festiwal Piosenki Religijnej Sacrosong, zorganizowany w maju 1969 r. w kościele św. Teresy w Łodzi – gdzie można było usłyszeć także elementy big-beatu – był prawdziwą nowością. A sądząc po tym, że odbywał się potem przez trzydzieści lat – i wciąż się odbywa – pomysł był dobry.
Organizatorem i twórcą festiwalu był salezjanin – ks. Jan Palusiński, duszpasterz łódzkiego Duszpasterstwa Akademickiego „Węzeł”. Piosenki i muzykę jako świetny sposób chwalenia Pana mógł usłyszeć podczas pobytu w Anglii. Zafascynowała go wielka impreza muzyczna organizowana przez kościoły chrześcijańskie, gdzie występowały także gwiazdy, m.in. Cliff Richard. – Pomyślałem wtedy: a dlaczego mielibyśmy nie zorganizować takiego festiwalu w Polsce? – wspomina ks. Palusiński.
Pierwszy polski Sacrosong też przewidywał swoją gwiazdę. – Festiwal miała uświetnić Anna German, jednak ten plan nie doszedł do skutku – mówi Milena Przybysz, historyk z łódzkiego oddziału IPN. – Dopisała natomiast publiczność – obecnych było około półtora tysiąca osób.

Zagrali Wojtyle

Pomysłem festiwalu piosenki religijnej ks. Palusiński zaraził Zgromadzenie Salezjanów, ks. Leona Walaszka, proboszcza kościoła św. Teresy, przy którym działał „Węzeł”, studentów z nim związanych, a potem także kard. Karola Wojtyłę.
Ks. Palusiński przyznaje, że w zorganizowaniu i objęciu patronatem Sacrosongu przez Kardynała pomogła jego znajomość z nim. To z rąk kard. Wojtyły przyjął najpierw subdiakonat, potem diakonat, w końcu święcenia kapłańskie. Był krakowianinem, wielokrotnie go spotykał. Teraz wyprosił jego patronat nad festiwalem. – Ksiądz Kardynał przewodniczył Komisji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Świeckich, był gorącym orędownikiem idei soborowej, żeby Kościół stał się wspólnotą ludu Bożego – mówi ks. Jan Palusiński. – Mówił często o konieczności integrowania twórców, aby służyli Bogu i Kościołowi. Udało nam się dotrzeć do wielu poetów, którzy napisali teksty, i do kompozytorów, którzy napisali muzykę.
Ks. Palusiński w listopadzie 1968 r. na imieniny kard. Karola Wojtyły zabrał do Krakowa grupę studentów z łódzkiej Akademii Muzycznej, żeby mu zagrali. Solenizant żartował, że to, iż ks. Jan przyjechał z młodzieżą na jego imieniny, to prawda, ale niecała prawda. – Ks. Palusiński chce mnie przekonać, żebym zgodził się patronować pewnej imprezie – ujawnił późniejszy Papież. Sprawa była już przesądzona.

Dziarskim krokiem

Festiwal ściągnął tłumy. Wystąpiło 10 zespołów i 15 solistów z całej Polski. Nie mogła wystąpić natomiast Anna German, wielka ówczesna gwiazda. – Była po wypadku, kuśtykała po złamaniu nogi. Przyjechała, miała śpiewać, ale nie była w stanie. Cała się trzęsła, bardzo wszystko chłonęła i przeżywała – wspomina ks. Palusiński.
Sacrosong rejestrowały kamery Wytwórni Filmów Fabularnych i Dokumentalnych. Fragmenty, które zachowały się w archiwum, były kunsztownie zmontowane. Widać twarze wykonawców, jakieś grymasy, niedoskonałości ubioru, sandały sióstr zakonnych. Nie widać w ogóle tłumu wypełniającego kościół św. Teresy. Film nie miał służyć celom informacyjnym, lecz propagandowym. Ot, nieliczni śpiewają dziwne piosenki dla nielicznych.
Jak pisze Milena Przybysz w niedawno wydanej książce „Wyspy wolności. Duszpasterstwo Akademickie w Łodzi” – mimo iż festiwal cieszył się ogromną popularnością młodzieży i, jak czas pokazał, okazał się dużym sukcesem dla pomysłodawców, z jego organizacją wiązały się kontrowersje zarówno wśród duchownych, jak i wśród świeckich.
Powód? Imprezę zorganizowano we współpracy z łódzkim PAX-em, co miało wzbudzić niezadowolenie nowego (od grudnia 1968 r.) łódzkiego ordynariusza – bp. Józefa Rozwadowskiego. „Zapewne przegląd religijnej piosenki nie doszedłby więc do skutku, gdyby nie fakt przyjęcia zaproszenia przez kard. Wojtyłę” – ocenia Milena Przybysz.
Bp Rozwadowski wyjechał w tym czasie do Rzymu. Na festiwal nie przybył żaden inny łódzki biskup. Kard. Wojtyłę powitali proboszcz ks. Leon Walaszek, ks. Palusiński oraz student Jan Boryczka…
– Mimo kłopotów, zagęszczonej atmosfery, w drugim dniu festiwalu przyjeżdża kard. Wojtyła – wspomina ks. Jan Palusiński. – Wysiada przed kościołem św. Teresy, który jest przepełniony młodzieżą. Młodzi cieszą się, klaszczą, śpiewają.
Kardynał chciał trochę odpocząć, weszli na plebanię. – Pyta mnie, co ma zrobić. „Idziemy do kościoła, tam młodzież czeka – mówię” – relacjonuje salezjanin. – Kardynał wchodzi do kościoła dziarskim krokiem, uśmiechnięty. Kardynał lubił tłum. Jak widział tłum, nabierał werwy, animuszu. Wchodzimy, słychać oklaski.
Ks. Palusiński dał znak, żeby zagrali hejnał Sacrosongu. – Wszyscy w kościele wstają, klaszczą i cieszą się z przyjazdu kard. Wojtyły. Przywiózł ze sobą puchar – srebrną wieżę kościoła Mariackiego – który sam ufundował, żeby nagrodzić ośrodek duszpasterski, który najlepiej będzie się posługiwał poezją i muzyką w swojej pracy.

Kłody pod nogi

Władze PRL najpierw nie chciały dopuścić do zorganizowania imprezy. – Początkowo miała się ona odbyć w dniach 2-4 maja 1969 r. Odbyła się dwa tygodnie później – 17-18 maja. Wynikało to z trudności czynionych organizatorom przez władze – mówi Krzysztof Kolasa z łódzkiego IPN, przygotowujący publikację na ten temat. – Początkowo nie chciały dopuścić do jego zorganizowania, a gdy to się nie udało, chciały go opóźnić.
Działania przeciwko organizatorom SB podejmowała w ścisłym porozumieniu z kierownictwem Komitetu Łódzkiego PZPR i w uzgodnieniu z tutejszym Wydziałem ds. Wyznań. – Interesowano się działalnością Duszpasterstwa Akademickiego „Węzeł”, a także ks. Janem Palusińskim osobiście – podkreśla Krzysztof Kolasa.
Władze chciały zmniejszyć rangę imprezy, sprowadzić ją do charakteru nabożeństwa. Kolasa odnalazł dokument, w którym funkcjonariusz łódzkiego Wydziału ds. Wyznań skarży się Centralnemu Urzędowi ds. Wyznań na organizatorów. Tymczasem ks. Jan Palusiński wystąpił do cenzury o zezwolenie na wydrukowanie 2 tys. zaproszeń, co oznaczałoby zalegalizowanie festiwalu i nadanie mu dużego zasięgu!
Zgody na druk nie było, zaproszenia wykonano ręcznie. Utrudniano też, co wynika z odnalezionych przez Kolasę dokumentów, pozyskanie podium, krzeseł, reflektorów.
Kilka dni przed festiwalem ks. Walaszek został wezwany do „Wydziału” i ostrzeżony, że na festiwal musi dostać zgodę dzielnicowego referatu kultury. – Ks. Leon Walaszek oświadczył, że o zezwolenie na zorganizowanie festiwalu nie będzie występował i jest skłonny ponieść wszelkie grożące mu z tego tytułu konsekwencje, łącznie z pozbawieniem wolności – relacjonował funkcjonariusz Wydziału.
– Zakończenie festiwalu też zresztą nie oznaczało zakończenia działań SB wobec organizatorów. Wkrótce do odpowiedzialności przed kolegium ds. wykroczeń stanęli ks. proboszcz Walaszek i ks. Palusiński. Ukarano ich grzywną po 4,5 tys. zł. Jednak na mocy ustawy amnestyjnej kary umorzono – mówi Krzysztof Kolasa.
Jan Boryczka, wtedy student Politechniki Łódzkiej, był prawą ręką ks. Palusińskiego przy organizacji festiwalu, a w czasie jego trwania jednym z wykonawców. – Było trochę strachu w związku z tym, że organizatorzy dostawali telefony z pogróżkami, ale wszystko równoważyła dobra atmosfera stwarzana przez ks. Palusińskiego – mówi Jan Boryczka.
Wydarzeniem był przyjazd kard. Wojtyły. – Przyjechał prosto z Nowej Huty, gdzie święcił kamień węgielny pod budowę kościoła. Był trochę zmęczony, ale nie dawał tego poznać po sobie. Przemawiał, a potem odprawił Mszę św., podczas której ja, razem z klerykami, służyłem – mówi Jan Boryczka. Sam represji nie odczuł. Jedyne, co go spotkało, to egzamin komisyjny z mechaniki technicznej; po prostu zaniedbał naukę.

Najlepiej śpiewa się z młodymi

Według oceny łódzkiej SB, poczynionej po zakończeniu Sacrosongu, pomysł zorganizowania w świątyni koncertu z nowoczesnymi, „hałaśliwymi” brzmieniami nie spotkał się z dobrym przyjęciem zarówno w kręgach duchowieństwa, jak i wśród konserwatywnej części wiernych.
– Część uczestniczących w festiwalu duchownych, mimo deklarowanego zrozumienia dla poszukiwania nowych form pracy z młodzieżą, raził „nieporządek” i „niepoważne zachowanie uczestników” – twierdzi Milena Przybysz. Głoszono też pogląd, że festiwal przyniósł więcej szkód niż korzyści. Pozytywne głosy pochodziły od młodszego pokolenia kapłanów i od młodzieży, dla której Sacrosong był prawdziwym wydarzeniem.
Krzysztofowi Kolasie trudno jednak zgodzić się z oceną, że Kościołowi Sacrosong przyniósł więcej szkód niż korzyści. – Nawet tak szeroko zakrojone działania władz i bezpieki nie przeszkodziły w organizacji ani tego, ani następnych Sacrosongów. Odbywały się przez wiele lat, w różnych miastach i diecezjach – mówi Kolasa.
Festiwal krążył po Polsce także dlatego, że wkrótce, pod naciskiem władz, Łódź musiał opuścić ks. Jan Palusiński. A to on był głównym organizatorem także kolejnych Sacrosongów, odbywających się z niewielkimi przerwami aż do 1999 r. Przez pierwszych 11 lat, aż do wyboru na papieża, zawsze patronował im kard. Karol Wojtyła.
– Był prawie na wszystkich Sacrosongach, także na tym we wrześniu 1978 r., kilka tygodni przed konklawe – mówi ks. Palusiński. – Po latach w swojej książce „Wstańcie, chodźmy!” napisał o Sacrosongach, że dobrze je wspomina: „Cieszyłem się, śpiewałem z młodzieżą, pomagałem. Bo najlepiej śpiewało mi się z młodymi. A najlepszą okazją po temu były Sacrosongi” (Jan Paweł II, „Wstańcie, chodźmy!”).